Whatever

Dobry wieczór, Kochani.
Moje życie jest dziś tak fascynujące, że od jakichś ośmiu godzin walczę z zainstalowaniem systemu operacyjnego. Nie pamiętam już czasów, kiedy działał mi CD-ROM, a wszystkie pendrive'y, jakie posiadam, są prezentami z konferencji naukowych, ruszam zatem w upale do Promenady w celu zakupienia Największego Pendrive'a Świata. Chodzę po centrum handlowym, którego większość alejek jest zamknięta, a ruchome schody prowadzą wyłącznie z parteru na drugie piętro. W końcu po dwudziestu minutach kombinowania przy akompaniamencie theme'u z Mission Impossible przedostaję się jak ninja na pierwsze piętro przez dwupiętrowy H&M, dyskretnie udając potencjalnego nabywcę kiepskiej jakości t-shirtów. W końcu trafiam do sklepu komputerowego, tam cztery stanowiska, a przy każdym jakiś nerd wybiera Gamingowego Laptopa Życia. Łażę więc po sklepie, w myślach planując już kupno bezprzewodowych słuchawek tłumiących hałas i interaktywnej mapy świata, po czym orientuję się, że aby być częścią kolejki, należy wziąć numerek jak w pieprzonej przychodni. Kiedy czterdzieści minut później pan pyta mnie, jakiego pendrive'a sobie życzę, odpowiadam niepotrzebnie podniesionym tonem, że WSZYSTKO JEDNO, po czym dodaję słodko "na fakturkę". Już wiem, że to nie jest mój dzień, więc wracam do domu z czterema dużymi Desperadosami, kawałkiem ciasta i nowym błyszczącym pendrivem wielkości tabletki na ból głowy – naprawdę takie je teraz produkują? – gdzie zastaję mojego kryzysowego narzeczonego, z jakiegoś powodu oglądającego film Barei. Podnosi głowę i upewnia się ze zmartwieniem, czy dam sobie radę z zainstalowaniem systemu na kompie, na co spoglądam na niego wzrokiem sugerującym, że nikt mnie nigdy wcześniej tak nie obraził. Im dłużej googluję, tym bardziej tracę wiarę w siebie, więc w końcu decyduję się zadać pytanie. On w odpowiedzi wyrzuca z siebie kilka sylab, które równie dobrze mogłyby być po włosku, a ja odpuszczam, bo już dawno nauczyłam się, że posiadanie w domu programisty nie ma absolutnie żadnych zalet. To taka dziwna istota, która kiedyś zdenerwowała się na YouTube'a, więc postanowiła stworzyć swojego własnego, ale generalnie nie jest w stanie mi pomóc, kiedy rozpaczam, że Word znowu zjada mi literki podczas pisania. Wiem, że pisanie w Wordzie jest jak używanie Internet Explorera albo otwieranie Facebooka w przeglądarce w telefonie, ale miałam kiedyś taką fazę, że próbowałam korzystać z programów dla Prawdziwych Pisarzy, zupełnie jakby używanie ich gwarantowało, że twoja wyobraźnia nagle eksploduje miliardem pomysłów, zdania same będą się tworzyć wielokrotnie złożone, a wszystkie zaczęte wątki logicznie zamykać. Powiem wam, że nie tak to działa. Generalnie da się napisać szmirę, nawet korzystając z Focus Writera. Ale wracając. Biorę się zatem w garść i ściągam jakiś dziwny program na moim służbowym komputerze z Windowsem, żeby przenieść na pendrive'a nowego OS X-a i móc go zainstalować na swoim Macu, na którym obecnie mam Linuxa. I przypominają mi się wczesne lata dwutysięczne, kiedy z miną złotego dziecka komputerowego mówiło się koleżankom „Potrzebujesz, żeby przeistalować ci system? Mogę to zrobić”, a potem wrzucało się płytkę z Windowsem '98 i klikało „dalej, dalej”, pławiąc się w swoim geniuszu.
Generalnie wcale nie o tym chciałam mówić, to był tylko wstęp do mojego kiepskiego dnia. Zmierzam do tego, że jest godzina dwudziesta trzecia, system grzecznie się instaluje, więc siadam, myśląc cwaniacko, że zostało mi jeszcze jakieś dwanaście godzin do pójścia do pracy i może dwie godziny, zanim ten umierający na śmiertelną chorobę zwaną przeziębieniem pójdzie spać i zacznie się irytować, że stukam, więc w końcu mogę popisać... i zacinam się. Z jednego zakątka mojego umysłu gapi się na mnie błagalnymi oczami „Zejdź na ziemię”, że jak to, że książka, że jesteśmy twoim pierwszym dzieckiem, a w tym tempie nigdy nas nie wydasz i będzie smutek po wsze czasy. Z drugiej strony Aleks i Maks patrzą wyczekująco, że jak to, już nas zostawiasz? Tydzień nie minął, ty zdradziecka świnio, też chcemy być e-bookiem, daj nam szansę! Gdzieś z trzeciej strony „Osoby, które możesz znać” szepczą kusząco „Nie oglądaj się za siebie, to my jesteśmy przyszłością i teraz będziemy najważniejsi”. Jestem praktyczną istotą, więc skłaniam się ku trzeciej opcji, otwieram plik, zaczynam pisać i zdaję sobie sprawę z tego, że jestem na moim cholernym służbowym rzęchu, na którym od kilku miesięcy nie działa spacja. Próbowaliście kiedyś pisać, wklejając każdą spację? No właśnie. Za jakiś czas, kiedy będziecie czytać czwarty rozdział „Osób, które możesz znać”, wiedzcie, że calutki napisałam właśnie w ten sposób.
Jest mi dziwnie, bo skończyłam trzecią historię. Trzecia to już nie druga ani pierwsza. Przy pierwszej było „dobra, raz się udało”. Przy drugiej „okej, teraz to już nic lepszego się nie wydarzy”. Przy trzeciej to zaczyna się robić niepokojąco pospolite i „odbębnione”. To co, lecimy z kolejną? Jakbym produkowała śmieszne kubki na masową skalę, w którymś momencie nachodzi myśl, czy każdy z nich nadal jest wyjątkowy. I masz zwyczajnie nadzieję, że odpowiedź brzmi „tak”, choć w którymś momencie ten zasmarkany organizm leżący naprzeciwko mnie na łóżku zdejmuje na chwilę słuchawki, patrzy na mnie i mówi z zaskoczeniem „O, znowu piszesz”, a ja mam ochotę zapytać go, czy spodziewa się, że pewnego wieczoru usiądę i zamiast pisać zacznę szydełkować. Sorry, kotek, ale zawsze będę pisać. Deal with it. W zamian pytam go, czy chce przeczytać, co kwituje zwięzłym „Ew” i wraca do słuchania rosyjskiego rasta rapu (co?), który znalazł na przenośnym dysku z czasów nastoletnich i oglądania filmików z ludźmi, którzy wywracają się na deskach surfingowych. Tak będzie, dopóki pewnego dnia się nie upije i nie pojawi się wyzwanie, które każe mu powiedzieć „Co ty myślisz, że boję się gejowskiego porno? Hold my beer!” albo „Nie jestem homofobem, jak ci to udowodnić? Hold my beer!”. Zarówno mój kolega, który poznał wtedy mojego lubego po raz pierwszy w życiu, jak i jego chłopak byli mocno zaskoczeni. Na ten moment jednak z tej strony zero wsparcia, więc gdybym kiedyś zrobiła się nudna i zaczęła się powtarzać, to Wy mi powiedzcie, dobrze?
Żeby nie było, że dzisiaj sam taki bezużyteczny bełkot, to jak pewnie wszyscy zauważyliście, „Nocą nie widać tu gwiazd” się skończyło. Nie mogę się zdecydować, czy jestem zadowolona z tej historii, tak samo jak nie mogę zdecydować, czy jestem zadowolona z jakiejkolwiek innej. Nie potrafię porównać ich do żadnego mojego innego osiągnięcia, żeby móc być zadowolona lub nie, bo są stanowczo zbyt osobiste. Wiem, że je lubię, bo są dużą częścią mojego życia, co sprawia też, że nigdy nie jestem w stanie zostawić ich w spokoju, zawsze tkwią z tyłu mojej głowy. I pewnie zawsze już będą. Czuję się jednak w obowiązku wobec nich nie do ostatniej kropki, ale znacznie dłużej, dlatego będę pracować dalej nad tym, żeby również „Nocą nie widać tu gwiazd” stało się prawie-książką. Okładka ktoś? (Me., jesteś wywołana do tablicy). Korekta ktoś? Przydałoby się. Skręca mnie na myśl o przebrnięciu przez tę kolejną cegłę jeszcze raz, nawet nie dlatego, że nie chcę czytać jej od początku, ale dlatego, że to będzie tak strasznie ostateczne.
Ale równie dobrze możemy spojrzeć z nadzieją w przyszłość i pomyśleć o nowej historii. Kiedy chcielibyście ją przeczytać? Ostrzegam jednak, że zanim do tego dojdzie, będę musiała trochę pobabrać się w html-u, więc odpowiedź „jutro” nie wchodzi w grę. Ale mam wolny weekend, więc... whatever.
PS. Tak, moje myśli są na ogół tak niepoukładane, jak ten post. Świeżo po napisaniu go poczułam się, jakby zadziałał niemal terapeutycznie. Potem przeczytałam go jeszcze raz i zrobiło mi się trochę wstyd. A potem usłyszałam, że moja druga połówka słucha na słuchawkach „Nas nie dogoniat” tak głośno, że ja słyszę, a on zbliża się do trzydziestki, więc cokolwiek bym nie zrobiła, czuję się usprawiedliwiona.
PS2. System nadal się instaluje, a ja nadal nie mam spacji.



Komentarze

  1. Jutro nie?
    To pojutrze.
    Uśmiałam się, czytając ten "bełkot" i doszłam do wniosku, że musisz być cholernie zabawną osobą.
    Jeżeli chodzi o opowiadania, to masz w tym większe doświadczenie niż ja, ale zauważyłam, że mam takie dni, kiedy myślę sobie "o Boże, ale ten rozdział jest zajebisty, normalnie czekam aż odezwą się do mnie z kilku wydawnictw", by przy poprawianiu go dojść do wniosku "to ja napisałam te gówno?". Puenta jest chyba taka, że nie da się jednoznacznie ukierunkować czy jest się zadowolonym ze swojego małego "dzieła" czy też nie. Nawet wśród Twoich opowiadań nie mogłabym wybrać tego najlepszego, bo najlepszym wydawało mi się zawsze te, które akurat czytałam, a teraz po prostu nie wiem.
    I szacun za pisanie bez spacji. Ja spędziłam ostatnio dwa tygodnie w szpitalu i o mało szału nie dostałam, kiedy musiałam pisać na telefonie (ostatecznie udało mi się napisać rozdział, ale nigdy więcej). Bez spacji pewnie stwierdziłabym, że lepiej pooglądać YouTuba.
    Pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ok, to umawiamy się na pojutrze A tak poważnie to daj mi czas do po weekendzie ;)
      Cieszę się bardzo, że się uśmiałaś. Nie wiem, czy zabawną, zawsze cierpiałam na syndrom tej mniej zabawnej przez mojego brata, który jest najśmieszniejszym człowiekiem na świecie, więc miło mi to słyszeć ;)
      Tak, doskonale wiem, co czujesz. Ja też tak mam, że czasami coś czytam i pogrążam się w samozachwycie, po czym wracam do tego po jakimś czasie i myślę „ej, to wcale nie jest aż tak dobre, co ja miałam wtedy w głowie?”. W ogóle ocenienie, czy coś naszego autorstwa jest obiektywnie dobre jest praktycznie niemożliwe, pozostaje nam tylko wierzenie innym.
      Ojej, wszystko już w porządku u Ciebie? Przykro mi, nienawidzę szpitali. Szczerze mówiąc chyba wolę już pisać bez spacji niż na telefonie, nie wyobrażam sobie niczego gorszego, więc szacun dla Ciebie. Chociaż gdybym miała do wyboru to albo nic, pewnie bym się przemogła. Pisanie uzależnia.
      Również pozdrawiam :)

      Usuń
    2. Ojej, nawet nie masz pojęcia jak dobrze rozumiem być tą mniej śmieszną od brata (a mam "na nieszczęście" aż dwóch).
      Ze zdrowiem wszystko w porządku, gorzej z moją psychiką, bo strasznie przeżywam wygolone pół głowy (a jako posiadaczka włosów do pasa uważam to obecnie za największy problem świata). Nikogo to nie interesuje, ale przechodzę etap, gdzie muszę każdemu wylewać swoje żale, jak to jest mi źle i jak bardzo mnie skrzywdzili :D.
      I zgadzam się, że pisanie uzależnia. Po prostu nie wyobrażałam sobie nie napisać ani zdania przez ten czas, zwłaszcza gdy dosłownie nie miałam nic innego do roboty, wynudziłam się jak nigdy w życiu i kilkukrotnie rozważałam ucieczkę. Z tego poświęcenia nawet pisałam na tym pieprzonym telefonie.

      Usuń
    3. Też mam dwóch braci. Pokarało Cię starszymi czy młodszymi? Na szczęście tylko jeden jest zabawniejszy ode mnie, inaczej to już w ogóle bym się załamała ;)
      Uf, to cieszę się, że ze zdrowiem ok. Rozumiem kwestię włosów, całe życie nosiłam je praktycznie do tyłka. Pierwszy raz postanowiłam ściąć parę lat temu i pojechałam na maksa, bo zostałam praktycznie z jeżem. Od tego czasu wierzę w to, że włosy to tylko włosy, zawsze odrosną, ale to zupełnie co innego, kiedy musisz się ich pozbyć niekoniecznie z własnej inicjatywy. Więc łączę się w bólu i będę wysyłać Twoim włosom pozytywną energię, żeby szybciej rosły, a tymczasem spójrz na pozytywne strony, bo jak dla mnie wygolone pół głowy brzmi mega odjechanie ;)
      Czasami nie wyobrażam sobie niczego nie napisać przez dobę. Dwa tygodnie brzmią jak wyrok.

      Usuń
    4. Pokarało mnie starszymi. Plus tego taki, że zawsze wszystko mi uchodziło płazem, bo jestem najmłodsza :D
      Dokładnie, to oczywiste, że włosy odrosną, ale kiedy było to wbrew mojej woli, to znacznie ciężej mi się z tym pogodzić.
      Ha, no i oczywiście klask gatunku, że największa wena i chęci do pisania przychodzą w momencie, kiedy pisanie musi zejść na jak najdalszy plan :D

      Usuń
    5. Mnie też pokarało dwoma starszymi, ale niestety nic nie uchodziło mi płazem w związku z tym, zawsze słyszałam, że „powinnam być mądrzejsza”, a ja miałam ochotę odpowiedzieć, że wcale nie jestem mądrzejsza, czy nie widzą, że jestem takim samym niedojrzałym dzieciuchem jak oni? Dziś mamy wszyscy 27-31 lat i nic się w tej kwestii nie zmieniło.
      Niestety, najbardziej chce się pisać zwykle wtedy, kiedy nie ma na to czasu, warunków lub jednego i drugiego, na przykład kiedy stoisz na przystanku w ulewie z zajętymi oboma rękami jadąc do pracy. Zdarza mi się nagminnie.

      Usuń
    6. No właśnie, ja mam 24 a moi bracia są już dobrze po 30, tak więc może to była kwestia tego, że byłam gówniarzem, kiedy oni dorastali i włos mi nie mógł z głowy spaść w ich obecności - bo to oni obrywali :D
      Ja za to cierpię na dziwny syndrom, że mam często mnóstwo pomysłów, gdy zasypiam i nie chce mi się wyciągać ręki po telefon (a w zasadzie przeraża mnie wizja świecenia sobie po oczach), żeby zapisać jakąś myśl. Oczywiście rano wszystko zapominam - i to pewnie nawet jest takie rzadkie zjawisko. Tyle tylko, że te pomysły mi się zawsze przypominają. Po tym, jak opublikuję rozdział, którego dany pomysł pierwotnie dotyczył, a pisanie takiej sceny w dalszych rozdziałach już nie ma sensu :D

      Usuń
    7. Też tak mam. Te wszystkie świetne pomysły i doskonałe dialogi tkwią w mojej głowie, po czym nagle w niej wyparowują w momencie, kiedy siadam przed komputerem. Nie mam co prawda odruchu zapisywania czegokolwiek w telefonie, ale zdarza mi się wstać w środku nocy i włączyć kompa, żeby zapisać jakąś myśl, po czym myślę sobie, że to już psychoza.

      Usuń
  2. Stare czasy i Windows 98... To było to �� tak szczerze to poza szybkością pracy tego systemu teraz to był to najlepszy system razem z xp. Coś nowego chętnie, jak tylko się da, bo bardzo lubię twój styl pisania i do każdej historii wracam przynajmniej z dwa razy :).
    P.S. O boże czy ja rozpoznaję tatoo?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Generalnie nie jestem fanką Windowsa, ale jeśli już muszę z niego korzystać to też zostaję przy starym dobrym XP-ku. Żaden późniejszy wynalazek mnie nie przekonuje.
      Dobrze rozpoznajesz. Nie wiem, co mu się stało, ale zaczynam się martwić.

      Usuń
  3. The Best Casino Games | DrmCD
    Our team of experts have made the perfect casino 제주도 출장마사지 games for you. We 부천 출장샵 are 구리 출장마사지 passionate about the 공주 출장샵 most important aspects of gaming, including making the most Dec 11, 2020 · 광주 출장샵 Uploaded by DrmCD

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz