Wielki powrót z kryzysem klimatycznym w tle
Tego nikt się nie spodziewał, co? Gdzieś w głębi duszy wiedziałam, że to wydarzy się prędzej czy później – jak się okazuje raczej później – ale chyba nie chciałam zbyt wiele o tym myśleć, żeby nie zapeszyć i ograniczyć zżerające mnie od środka poczucie winy, w razie gdyby okazało się, że się przeceniłam i do pisania jednak nie powrócę. Ale. Oto jestem, kajając się żałośnie, że potraktowałam siebie i Was tak długim urlopem. Pozwolę sobie pójść w banał i powiedzieć, ze tak musiało być, że potrzebowałam się trochę zdystansować i przewartościować – zwłaszcza, że od kiedy odzywałam się ostatnio w okolicach stycznia, całe życie mi się przewartościowało – i że ten czas był potrzebny. Bo pewnie był, pewnie to, że na długie miesiące zaprzestałam czynności znajdującej się w moim prywatnym rankingu niedaleko za oddychaniem, wynika z jakichś racjonalnych przesłanek, których teraz jednak nie jestem w stanie sobie przypomnieć. Nie wiem, na ile konieczny był tak dra